Blog - Pracownia

Pracownia To Wy. Wywiad z naszą odbiorczynią Katarzyną Woźniak. Wspomnienia z Pracowni Dostępnej Kultury.

Na zdjęciu uśmiechająca się kobieta w blond włosach. Ma na sobie jasne ubrania. W tle fontanna oraz budynki.

Katarzyna Woźniak opowiada o swoich doświadczeniach i wspomnieniach związanych z Pracownią Dostępnej Kultury. W wywiadzie z Joanną Grabczyńską podkreśla znaczenie projektów i działań Pracowni, dzięki którym mogła uczestniczyć w dostępnej kulturze. Wspomina, że zawsze czuła się tu otoczona ciepłem i życzliwością.

Czy pamięta Pani swoje pierwsze odwiedziny w Pracowni Dostępnej Kultury? Kiedy to było i co to było za spotkanie?

Oj, nie pamiętam dokładnie, ale to było dosyć dawno temu, bo do Pracowni chodzę już długi czas. Zaczęło się od tego, że miałam kłopoty z telefonem, a w Pracowni można było uzyskać pomoc z różnymi technicznymi problemami. A potem tak jakoś zaczęłam przychodzić i korzystać. Też sama raz poprosiłam o pomoc wolontariuszy, żeby ktoś po mnie przyszedł, bo nie miałam asystenta.

Na jakich jeszcze spotkaniach Pani się pojawiła?

Raz poszłam na potańcówkę, innym razem na pogaduchy przy kawie, poza tym takie luźne spotkania tak ogólnie z ludźmi… Oczywiście były też te spotkania organizowane na różne tematy, na przykład takie co zrobić, co ulepszyć w Katarynce albo o dostępności do książek, do filmów.

Jak przyszła Pani po raz pierwszy o pomoc z telefonem, to co takiego sprawiło, że chciała Pani tam wrócić?

Jest tam bardzo przyjemna atmosfera, Człowiek się tam czuł po prostu zawsze dobrze, ciepło, przyjaźnie. Nigdy nie pominięto kogoś, gdy potrzebował pomocy, czy to właśnie w sprawach technicznych, czy gdy tak po prostu chciał posiedzieć, porozmawiać na różne tematy lub spotkać się na przykład z twórcami kultury. I, tym bardziej, że samo kino to mało, ale to, że można było porozmawiać z twórcami tej
fundacji, poznać co oni robią i dowiedzieć się czegoś ciekawego było bardzo wartościowe.

Jakie znaczenie miała dla Pani Pracownia Dostępnej Kultury?

Pracownia była dla mnie miejscem, w którym można było zyskać bardzo wiele. Między innymi było to po prostu miejsce spotkań – miejsce, które dawało możliwość kontaktu, możliwość poznania nowych osób. Poza tym było to miejsce, by dowiedzieć się czegoś ciekawego, uzyskać wskazówki, ale też dać je innym ludziom, więc jest to także miejsce wzajemnej pomocy. Ja sama właściwie przychodząc do fundacji starałam się sama przekazać jakieś wiadomości o sposobie swojego bycia, poruszania się, mówienia o swoich problemach.

Jaki miała Pani cel w tym, by dzielić się swoimi trudnościami?

Chodziło o to, żeby po prostu przekazywać swoje doświadczenia. Nie miałam tym na celu, żeby się wyżalić, tylko żeby uzmysłowić ludziom jakie problemy istnieją i przekazać swoje doświadczenia. Na przykład jak przechodziłam z okresu widzącej jeszcze osoby, w okres już niewidzenia. Jak pokonywałam te problemy, bariery, bo często ludzie o to pytają.

A czy było coś, co szczególnie Panią poruszyło albo zaskoczyło lub dało siłę?

Dostępność tego miejsca była bardzo podbudowująca, bo była zawsze taka otwarta. Zawsze witano tak serdecznie, miło, ciepło w progu, jak tylko się człowiek pojawił: „O, Katarzyna już jesteś! Jak fajnie, że jesteś!”. I nigdy nie było takiego odzewu, że „dziś nie mamy dla ciebie czasu” czy coś takiego. Nie, nie. Tam zawsze dla każdego znalazło się miejsce.

A czy jest coś czego się Pani nauczyła w Pracowni Dostępnej Kultury? Co wzięła Pani do siebie?

Że dobrze i warto ludziom pomagać. Chodzi o to, żeby nie tylko brać, ale można też coś dać.

Co dokładnie pani przez to rozumie?

Spotykamy się tam przy kawie, nie po to, żeby tylko wypić kawę, tylko wymienić się swoimi doświadczeniami. Trzeba umieć słuchać drugiej osoby, wsłuchać się w jej głos, jak i też samemu coś od siebie dać, na przykład jakąś dobrą radę.

Jak Pani uważa, czy takie miejsce, gdzie można się wymienić swoimi doświadczeniami jest szczególnie ważne dla społeczności osób niepełnosprawnych?

Tak, to jest potrzebne, bo kontakt z ludźmi w ogóle jest potrzebny. Ważne jest, żeby wyciągać ludzi z domu, żeby nie siedzieć tylko z pilotem w ręku na kanapie, tylko żyć aktywnie. Trzeba pokazać, że jeżeli nawet jest ta niepełnosprawność, to, że tak powiem kolokwialnie, nie widzę przeszkód, żeby robić i działać.

Na zdjęciu tańcząca, starsza para. Noszą okulary, ubrani są w swetry. W tle widać grupę innych osób.

Super powiedziane. Wspominała też Pani wcześniej o potańcówce zorganizowanej w Pracowni. Jak Pani ją wspomina?

Było bardzo ciekawie, bo chociaż było mało mężczyzn, to potrafiliśmy się bawić dosyć fajnie przy muzyce, którą mogliśmy sami wybrać. Poza tym jest to wskazany ruch, aktywność fizyczna.

Wszystkie osoby wspierały się nawet w tańcu. Ja mam coś takiego, że ja tańczę i myślę, że tańczę w jednym miejscu, a mnie nosi po całej sali. Więc pilnowaliśmy się, żeby na przykład nie wlecieć w jakiś stolik, ewentualnie w jakiś słup.

Nasze zabawy zawsze były organizowane z zapowiedzią, na przykład, że dzisiaj jest potańcówka albo dzisiaj jest spotkanie z kimś odnośnie filmu, czy z biblioteki, jeżeli chodzi o dostępność do audiobooków i tak dalej.

Zdjęcie z sali kinowej. Na ekranie wyświetla się napis Światłoczuła oraz kadr z filmu. Przed ekranem rząd krzeseł kinowych i widownia.

A wcześniej przed poznaniem Katarynki, to czy miała Pani taki dostęp do filmów z audiodeskrypcją?

Gdyby nie filmy z audiodeskrypcją to bym nigdy nie poznała Katarynki, bo to naczynia powiązane. I wcześniej właśnie nie miałam do tego dostępu, jedynie ta audiodeskrypcja na stadionach, jeżeli chodzi o dostęp do meczów. Jakoś sobie radziłam po prostu w związku z tym, że kiedyś widziałam, więc łatwiej mi oglądać i się skoncentrować, zorientować co się dzieje w telewizji bez audiodeskrypcji. Ale poznałam tę audiodeskrypcję właśnie poprzez kino i Katarynkę.

Jestem wdzięczna bardzo za niektóre firmy, które przygotowywała Katarynka i mam nadzieję, że robić będzie nadal. Bo potrafiły mną wstrząsnąć i to tak, że musiałam wyjść na zewnątrz się uspokoić, ze łzami w oczach. Takim filmem ostatnio wstrząsającym była „Światłoczuła”. Pewne momenty, pewne kadry, to tak jakbym była tam ja.

Czy zabiera pani z Pracowni coś na przyszłość?

No ja chciałabym, żeby Katarynka zawsze istniała i żeby zawsze miała tą swoją siedzibę, bo jest to potrzebne. I po prostu z taką myślą właśnie jestem nastawiona, że Katarynka szybko znajdzie swoje nowe lokum i ta dostępność do kultury będzie trwała nadal.

I ostatnie pytanie, czy jest coś, co chciałaby Pani powiedzieć Pracowni na pożegnanie?

Niech się nie rozproszą, niech robią dalej z całym sercem to co robią i żeby wystarczyło im sił i zdrowia. Ogólnie dziękuję im za wszystko za dobre słowo, film, radość.

Wywiad przeprowadziła Joanna Grabczyńska, wykonała również zdjęcia portretowe.

 

 

Kolorowe zdjęcie wolontariuszki Asi Grabczyńskiej.

Joanna Grabczyńska – absolwentka etnologii i antropologii kulturowej, a aktualnie studentka studiów magisterskich na kierunku komunikacja wizerunkowa na Uniwersytecie Wrocławskim. Przez cały okres trwania nauki przeprowadziła wiele wywiadów do badań o różnej tematyce, co sprawia jej dużą satysfakcję. Szczególnie zainteresowana grafiką oraz fotografią.Jako wolontariuszka w Katarynce pomaga w zbieraniu wywiadów, fotograficznym dokumentowaniu wydarzeń oraz prowadzeniu social mediów fundacji. Uwielbia roślinki i ptaki miejskie. W wolnych chwilach tworzy różne cuda na szydełku przy akompaniamencie śpiewów papugi Tośka.