Pracownia To Wy. Wywiad z Witoldem Strugałą i Sandrą Tworkowską. Wspomnienia z Pracowni Dostępnej Kultury.
Witold Strugała oraz Sandra Tworkowska, wieloletni działacze i odbiorcy Katarynki, wspominają Pracownię i podkreślają jak istotne są działania Fundacji. W wywiadzie z Joanną Grabczyńską wracają do wydarzeń Dostępnej Kultury.
Jak właściwie trafiliście do Pracowni Dostępnej Kultury? Jak to się stało?
Witek: Z ludźmi z Fundacji mamy kontakt już, od nie wiem kiedy tak naprawdę, więc od bardzo dawna…
Sandra: Prawie dekadę, bo chyba od 2016 roku, czyli około dziewięciu lat znamy ludzi. Wcześniej nie było Pracowni Dostępnej Kultury, ale już się znaliśmy, więc jakby siłą rzeczy jak Pracownia się pojawiła to się dowiedzieliśmy o niej dosyć szybko i zostaliśmy zaproszeni do tej przestrzeni zupełnie naturalnie, bo po prostu wcześniej też razem współpracowaliśmy.
Na czym polegała wasza praca?
S: Wcześniej jeździliśmy na szkolenia z zakresu dostępności do różnych instytucji kultury, na przykład do NFMu. Były to instytucje przede wszystkim we Wrocławiu, ale i poza Wrocławiem. Na tych szkoleniach opowiadaliśmy o dostępności z punktu widzenia osób niewidomych, czyli czego potrzebujemy w danej instytucji, jakiej dostępności. Konsultowaliśmy też np. tyflografiki, bo mówiliśmy, czy one są dla nas
czytelne czy nie. Mówiliśmy też o tym w jaki sposób pomagać osobie niewidomej, która przyjdzie do tej instytucji.
A jaki był charakter waszej współpracy z Katarynką?
W: Konsultowaliśmy przez pewien czas audiodeskrypcję do filmów – od tego się nasza współpraca z Katarynką zaczęła. A poza tym ja jeszcze montowałem podcasty dla Katarynki o dostępności. Przygotowywałem je do publikacji, czyli tam ciąłem, poprawiałem troszeczkę brzmienie, jeśli się tylko dało – jakieś tam odszumianie i tak dalej, żeby to brzmiało w miarę sensownie. Więc to była moja działka przez pewien czas, pewnie jak będzie pomysł na nowe podcasty to coś z tym podziałamy znowu.
A w Pracowni też pojawiliście się ze względu na warsztaty, które prowadziliście?
S: Tak, właśnie tak.
Skąd się pojawił pomysł na takie warsztaty? Jak to wyglądało?
S: Pracowaliśmy na niewidzialnej wystawie w Warszawie, tam zresztą się poznaliśmy z Witkiem. Później po różnych perypetiach, po przeprowadzkach, wylądowaliśmy we Wrocławiu i tutaj też tak sami z siebie zaczęliśmy tworzyć warsztaty w ciemności.
W: Dwa razy udało nam się zdobyć granty i zrobiliśmy wtedy warsztaty w ciemności: jedne w plenerze, drugie w Barbarze. No więc sama koncepcja warsztatów, to co chcemy robić na tych warsztatach to wszystko się pojawiło wcześniej. Przyszliśmy do Katarynki właściwie z już takim gotowym planem działania. Dostosywaliśmy go pod do konkretnych uczestników, bo czasem byli to asystenci, czasem wolontariusze, czasem też pracownicy różnych instytucji kultury, turystyki, hotelarstwa… no jakby przekrój dosyć szeroki i te spotkania miały dzięki temu dosyć różnorodną formę. Jednak kluczową sprawą zawsze było niewidzenie i rozmowa o tym jak to jest, kiedy się nie widzi, co się z tym wiążę oraz możliwość doświadczenia tego.
S: Ciemność daje taką niesamowitą możliwość doświadczania niewidzenia, bo w inny sposób nie jesteśmy w stanie przybliżyć ludzi do tego jak to jest nie wiedzieć.
W: A uważamy, że doświadczenie zawsze jest cenniejsze niż w gadanie na ten temat, bo my sobie możemy pogadać, ale jak się to sprawdzi samodzielnie, no to człowiek znacznie mocniej to zapamiętuje siłą rzeczy.
I jak to zrealizowaliście w Pracowni Dostępnej Kultury?
W: Przy współpracy z ekipą katarynkową zrobiliśmy to w ten sposób, że zaciemniliśmy przestrzeń: zasłoniliśmy wszystkie żaluzje, rolety i tak dalej, generalnie totalne zaciemnienie zrobiliśmy. Poza tym ludzie mieli opaski na oczach, żeby nie przyzwyczajać oczu do ciemności.
S: Zapraszaliśmy już do tak przygotowanej przestrzeni ludzi, którzy mieli za zadanie odnaleźć się w niej. I nagle się okazuje, że chociaż widzieli tą przestrzeń wcześniej, to jednak nagle stawała się zupełnie inna jak się zabierze ten jeden zmysł. Ludzie opowiadają, że jest większa, że trudniej się odnaleźć. Super było widać, jak ludzie się ze sobą komunikują, bo pamiętają koło kogo siedzieli, więc wzywali te osoby i
jakoś sobie radzili w ten sposób. Właśnie o to chodzi, że jeżeli zabieramy zmysł wzroku, no to potrzebujemy się lepiej ze sobą słownie komunikować.
Jakie wrażenia i wnioski z warsztatów wyciągali uczestnicy?
S: Przede wszystkim to, że najważniejsze dla osób niewidomych są słowa. Na znacznie wyższy poziom musiała wejść komunikacja werbalna, a wszystkie gesty, kiwania głową, mimika nie miały znaczenia. Poza tym o wiele istotniejszy stał się ton głosu. Na przykład podawaliśmy sobie różne przedmioty, więc tutaj też trzeba się skomunikować i znaleźć osobę, która podaje przedmiot, odezwać się, że tutaj wyciągam rękę i znaleźć się z tą ręką, co wcale nie jest proste. Więc takie najprostsze rzeczy, o których osoby widzące nie myślą, wymagały dużo większej
komunikacji i otwartości.
Ludzie też nagle zaczęli się bardziej słuchać. Uczestnicy mówili, że bardziej słuchali tego co mówią, bo nie mają tych rozpraszaczy w postaci wyglądu i różnych rzeczy wizualnych, które się gdzieś tam w przestrzeni pojawiają. Wzrok dominuje i przejmuje większość uwagi ludzkiej, więc mówili, że bardziej siebie słuchają, że jest im łatwiej skupić się na tym co ktoś mówi.
W: Też zauważali to tak zwane wyostrzenie zmysłów, choć właściwie to one się nie tyle wyostrzają, co po prostu uważniej z nich korzystamy. To nie jest wyostrzenie, tylko przeniesienie uwagi.
Ale też taka jedna z ciekawszych obserwacji była taka, że bardzo trudno jest porozumiewać się w momencie, kiedy się robi duży hałas, jeżeli wszyscy zaczynają mówić jeden przez drugiego, to nagle się okazuje, że zrobimy się bezradni w takich ciemnościach i w takim zgiełku. Totalnie nie wiadomo co ze sobą zrobić i nie wiadomo jak się z kimkolwiek dogadać, bo nie wiadomo kogo słuchać. Czyli odkrywali, że tak się nie da po prostu, że jeżeli wszyscy zaczną mówić jeden przez drugiego to nic z tego nie wyniknie.
A jakie emocje im towarzyszyły?
Różnie, w zależności od osoby trochę się zmieniały. Na przykład ludzie, którzy cierpią na klaustrofobię dużo trudniej znoszą ciemność. Czują takie przytłoczenie, lęk, obawy. Były też takie reakcje, że ktoś na przykład się relaksował, czyli w drugą stronę zupełnie, że „dobra, jak jest ciemno to ja już idę spać, bo się czuję zrelaksowana” i to też słychać było po głosie, że on nagle tak zwalniał.
Jaką część spotkania uczestnicy wskazywali jako najciekawszą?
S: Chyba spacer. Elementem naszych warsztatów było to, że wychodzimy z Pracowni Dostępnej Kultury i idziemy na spacer. Parujemy ludzi: jeden jest przewodnikiem, a drugi jest osobą niewidomą z opaską na oczach. A tu akurat super przestrzeń była, bo nierówny chodnik, bo samochody, bo stopnie więc ten przewodnik się musi naprawdę zaopiekować i napracować przy okazji. Tutaj też pojawiał się temat tego jak się prowadzi osobę niewidomą, że należy to robić idąc przodem, a nie łapiąc niewidomego i pchając przed sobą.
Celowo robiliśmy tak, żeby każdy mógł sprawdzić, jak to jest, kiedy ktoś go łapie za łokieć i zaczyna prowadzić przed sobą i no ludzie chyba w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach byli zgodni, że jednak im to nie odpowiada i że wolą, żeby przewodnik szedł przodem.
Ostatnio miałam swoje pierwsze doświadczenie z asystowaniem osobie niewidomej i powiem szczerze, że trochę mnie to stresowało, bo bałam się, że jakoś źle się wyrażę. Poza tym, miałam sztywny łokieć, co niezbyt pomagało w prowadzeniu.
S: Ja myślę, że wszyscy początkujący tak mają, ja bym też nie powiedziała, że sztywny łokieć to coś złego, bo to jest normalne na początku. Plus prowadzenia osoby niewidomej jest taki, że osoba niewidoma jest przyzwyczajona do naprawdę różnych przewodników. Dla nas jest wszystko okej, gdy przeżyjemy. Jak nic mi się nie stanie, to to jest dla mnie dobry przewodnik.
W: Jeżeli nie wprowadzisz mnie w słup albo w jakąś dziurę to wszystko okej.
S: Tak, a sytuacja, kiedy przewodnik prowadzi osobę, która ma opaskę na oczach jest o tyle trudna, że ta osoba z opaską też jest pierwszy raz w tej roli bycia osobą niewidomą. Przewodnik ma dużo trudniejszą sytuację, bo ma po prostu prowadzić osobę, która jest trochę zlękniona.
I teraz jakbyście mogli mi opowiedzieć o tym jak Wy byliście odbiorcami – na jakich spotkaniach byliście?
W: Jedno, które pamiętamy, to całkiem niedawne spotkanie z Magdą Brumirską-Zielinską, która opowiadała nam o tym jak się żyje na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.
S: Byliśmy jeszcze na jednej halloweenowej domówce. Tak towarzysko pogadać, spotkać innych ludzi, którzy są fanami Katarynki i tej przestrzeni, no i żeby sobie miło spędzić czas. To był taki na luzie czas.
Jak się czuliście będąc w Pracowni, czy to właśnie na tych warsztatach, które sami prowadziliście, ale też na tym jak wy byliście odbiorcami?
W: Tak po prostu swojo. Zarówno przestrzeń, jak i ludzie, którzy tworzą ten klimat są… ja tu nawet nie wiem za bardzo jakich słów użyć, bo robią naprawdę świetną robotę. No tak chociażby, to spotkanie z Magdą – naprawdę przygotowała wszystko co mogła, na przykład pomoce dotykowe. Nie było mowy o tym, żeby na przykład była prezentacja, na której coś widać, a my nie wiemy co tam jest i ona o tym nie opowiada, jak na przykład na studiach często bywało.
S: Przybywając do tej przestrzeni wiedzieliśmy, że zostaniemy dobrze przyjęci. Dla mnie ludzie, którzy tworzą przestrzeń są najważniejsi, a tutaj ekipa była super więc i przestrzeń się stworzyła świetna. Jednocześnie wiedziałam, że wszystkie moje potrzeby w zakresie odbioru różnych wydarzeń zostaną zaspokojone. Byłam pewna, że pojawią się wszystkie rzeczy, których potrzebuję, czyli na przykład opis zdjęć lub tyflografiki, które przybliżają temat. Szłam na te spotkania z pewnością, bez obaw, że coś może będzie nie tak.
W: To są profesjonaliści, no umówmy się, to są ludzie, którzy zajmują się tym naprawdę już lata i to czuć i widać, a jednocześnie cały czas jest ta ciepła energia. My tam jechaliśmy z radością zawsze.
A jakby się pojawiła okazja, żeby zrobić jeszcze raz te warsztaty które prowadziliście, to bylibyście chętni?
W: A ze sto razy nawet. Naprawdę. My to bardzo lubimy i jeżeli nie uda się w tym miejscu, to w następnym, gdziekolwiek.
S: Zawsze czuliśmy się mile widziani, zawsze jak robiliśmy warsztaty to Daniela dbała o tę przestrzeń warsztatową, żeby wszystko zaciemnić, żeby wszystko zapewnić.
To jest szczególnie wzruszające, że zawsze czuliśmy się tam mile widziani i zawsze, pomimo tylu różnych wydarzeń, które były organizowane, to w każdym pojedynczym wydarzeniu była wyczuwalna taka świeżość, nowość, i taki entuzjazm do wszystkiego co tam się działo i to było niesamowite. Zawsze też pytają po wydarzeniach o informację zwrotną, bo są gotowi, żeby się uczyć lub poprawić.
Jakie znaczenie, Waszym zdaniem, ma takie miejsce jak Pracownia?
S: Dla społeczności osób z niepełnosprawnościami ma duże znaczenie, że jest takie miejsce we Wrocławiu. Jeżeli jesteś osobą ze szczególnymi potrzebami, to masz tam napisane wprost, co konkretnie będzie dostępne. Ja wiem, jak to jest mega ważne, bo nasze dzieci są słabowidzące i teraz przed każdym zapisaniem ich na różne zajęcia muszę dzwonić i pytać instruktorów, czy ich przyjmą, czy będą w stanie im z bliska coś pokazać. To jest tak upierdliwe. A tutaj jest wszystko jasno na stronie napisane, więc wiem, że jak przyjdę do tego miejsca, to te moje potrzeby będą zaspokojone. Nie ma drugiego takiego miejsca. Wiem też, że dla społeczności lokalnej Pracownia ma duże znaczenie, bo tam też były wydarzenia dla seniorów co też jest myślę bardzo ważne.
W: Generalnie Pracownia pełni taką funkcję integracyjną. Bo to jest przestrzeń, do której zapraszamy też ludzi sprawnych, po to, żeby im o tym naszym doświadczeniu trochę poopowiadać i pokazać je.
S: Ale wiesz tak myślę sobie, że funkcją edukacyjną i integracyjną jest też to, że my jako ludzie z różnymi potrzebami możemy się spotkać. Ja wiem o tym, że są ludzie z innymi potrzebami, ale dopóki nie zaczęłam współpracować przy wydarzeniach w Katarynce to nie poznałam osób słabosłyszących czy głuchych. Nie myślałam o ich potrzebach wcześniej, a tutaj spotykają się osoby z różnymi potrzebami i my się też
o sobie dowiadujemy, uczymy się o sobie nawzajem. Wymieniamy się doświadczeniami, bo każde doświadczenie bez względu na to jaką stanowisz część mniejszości lub inności, to jest w nich coś wspólnego.
W: No i też ze względu na to możemy poczuć jakąś więź, jakąś taką wspólnotowość, że łączą nas pewne rzeczy.
Co chcielibyście powiedzieć pracowni na pożegnanie?
S: Do zobaczenia!
W: No właśnie, chyba to, że mamy nadzieję, że to tymczasowe. Jeśli nie tu, to gdzieś indziej, ale naprawdę bardzo, bardzo mamy nadzieję, że takie miejsce będzie istnieć. Jesteśmy generalnie zdania, że byłoby naprawdę z korzyścią dla wszystkich, gdyby Fundację wsparło na przykład miasto i gdyby jakiś lokal został oddany na ten cel, bo jest bardzo prospołeczny.
S: Szczególnie, że to nie jest jakaś nowa fundacja, bo przecież to są ludzie, którzy robią to od dłuższego czasu i mają ogromny dorobek. Jak ja się o tym dowiedziałam, no to dla mnie to była wstrząsające, że jest sobie organizacja, która już ma tyle lat, która już może się pochwalić takim dorobkiem i tak niesamowitym rozwojem, bo zaczynali od po prostu robienia audiodeskrypcji, a teraz nagle jest cała dostępność,
niesamowite działania. Było to dla mnie szokujące, że właśnie ta przestrzeń zostaje zamknięta.
W: No więc mamy nadzieję naprawdę, że to tylko chwilowe, przejściowe i za chwilę będzie już dobrze. Bardzo trzymamy kciuki, bo takie miejsce jest potrzebne.
Wywiad przeprowadziła Joanna Grabczyńska, wykonała również zdjęcia portretowe.
Joanna Grabczyńska – absolwentka etnologii i antropologii kulturowej, a aktualnie studentka studiów magisterskich na kierunku komunikacja wizerunkowa na Uniwersytecie Wrocławskim. Przez cały okres trwania nauki przeprowadziła wiele wywiadów do badań o różnej tematyce, co sprawia jej dużą satysfakcję. Szczególnie zainteresowana grafiką oraz fotografią.Jako wolontariuszka w Katarynce pomaga w zbieraniu wywiadów, fotograficznym dokumentowaniu wydarzeń oraz prowadzeniu social mediów fundacji. Uwielbia roślinki i ptaki miejskie. W wolnych chwilach tworzy różne cuda na szydełku przy akompaniamencie śpiewów papugi Tośka.





